Ten film to epitafium dla samego siebie. Taka megalomania! Ten świat wokół pełen figur na własny temat... Ktoś, kto zna wszystkie filmy Stallone znudzi się, bo Stallone opowiada właściwie tylko o nich i o motywacjach, które nim kierowały, gdy je kręcił. Życie prywatne, to prawdziwe, pojawia się niejako obok (relacje z ojcem)... praktycznie wcale (małżeństwo z Brigitte Nielsen). Rozczarowujący dokument, w którym szczerość dotyczy rzeczy nieważnych. Film robi wrażenie, jakby pan Stallone nie chciał przed widzami się otworzyć. Skoro okazuje się być jego producentem, to nie dziwi. Ale w takim razie po co mydlić oczy widzom...